- Razem z żoną poszliśmy spać. W domu spała również nasza córka - opowiada Sylwester Raczykowski, biznesmen z Kożuchowa. Rano żona pana Sylwestra zauważyła otwarte szafki w pokoju. - Przyszła do mnie z pretensjami, że czegoś szukałem i zostawiłem pootwierane szuflady i szafki - opowiada pan Sylwester, który domyślał się najgorszego. Poszedł szybko do pokoju. - Na górze szafy nie było 150 tys. zł w euro - mówi mężczyzna.
Domownicy nocą niczego nie słyszeli. Ich snu nie zaniepokoił nawet najmniejszy hałas. - Zostaliśmy uśpieni przez złodziei, jestem o tym przekonany. Nawet pies nocą nie zareagował - zapewnia pan Sylwester. Z domu zniknęła gotówka i torba z dokumentami samochodów, ale aut nie ukradziono, chociaż kluczyki złodzieje płożyli na blacie stołu. Dom nie był również splądrowany. - Doskonale wiedzieli po co przyszli, ktoś mnie wystawił - zapewnia S. Raczykowski. Otwarcie szuflad miało jedynie sugerować przeszukiwanie domu.
Przed kradzieżą S. Raczykowski wymieniał euro w jednym z kantorów. Miał je zapłacić niemieckiej firmie, z którą handluje. - Okradli mnie miejscowi, to zrobił ktoś z okolicy - mówi pan Sylwester.
Po kilku miesiącach policyjnego śledztwa i braku jakichkolwiek efektów, okradziony mężczyzna o pomoc poprosił detektywa Rutkowskiego. - To była ustawiona kradzież z włamaniem, nie było to działanie na chybił trafił – mówi Krzysztof Rutkowski, który już szuka sprawców kradzieży. Detektyw zapewnia, że ma już konkretne ustalenia oraz podejrzane osoby, które mogą stać za kradzieżą 150 tys. zł.
W międzyczasie pan Sylwester dostał sygnał o znalezieniu dokumentu jego auta. Pojechał i odebrał dowód rejestracyjny. - Sam przeszedłem drogę, na której został znaleziony i znalazłem resztę moich dokumentów razem z torbą - mówi mężczyzna. To nie koniec. Na własną rękę mężczyzna ustalił, że dwa dni po kradzieży ktoś zatankował i z jego karty na punkty pobrał rabat na stacji benzynowej w okolicach Nowego Miasteczka.
To kolejna kradzież dużej sumy pieniędzy, do której doszło w ostatnim czasie w okolicach Nowej Soli. Kilka miesięcy temu z domu nowosolanki Marii Marciniak skradziono pół miliona złotych. - Te kradzieże można łączyć. Wszystko wskazuje na to, że dokonała ich jedna grupa - mówi Rutkowski. To nie koniec. Podobnych kradzieży w okolicy Nowej Soli i Zielonej Gry miało być już około 10. To wynik ustaleń Rutkowskiego. - Ludzie nie informują policji o skradzionych kwotach, bo obawiają się problemów z urzędem skarbowym - zapewnia Rutkowski.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, do jednej z tych kradzieży doszło również w domu w Bobrownikach. To mała miejscowość koło Nowej Soli.
- Sposób włamań za każdym razem jest niemal taki sam - mówi Rutkowski. Złodzieje na pewno obserwują domy swoich ofiar. Mogą do tego wykorzystywać bezprzewodowe kamerki internetowe. Dzięki temu zdobywają wiedzę o tym kiedy domownicy idą spać, gdzie śpią lub kiedy wychodzą z domu do pracy.
Przeczytaj też: Rutkowski zatrzymał podejrzanego w sprawie kradzieży pół miliona złotych w Nowej Soli
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?