Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ZAKRĘCENI W LEWO: To wstyd dla polskiego żużla. Jest „Bomber”, a gdzie nasi?

Cezary Konarski
Cezary Konarski
Chris Harris
Chris Harris Mateusz Bosiacki
Francuz, Fin, Niemiec - mogli awansować - a sześciu reprezentantów Polski przepadło w eliminacjach do turnieju Grand Prix Challenge. To wstyd dla polskiego żużla.

Wstydzić się powinni m.in. ci, którzy w dość zagmatwany sposób ustalili sposób nominacji polskich zawodników do kwalifikacji. Główna Komisja Sportu Żużlowego pominęła m.in. będących w świetnej formie Piotra Pawlickiego i Maksyma Drabika. To miała być kara za to, że obaj nie odwiedzili zimowego zgrupowania reprezentacji Polski. Żużlowa centrala pogroziła palcem i jednocześnie strzeliła sobie w kolano. Rzecz jasna, to nie wina GKSŻ, że Jarosław Hampel, Krzysztof Buczkowski, czy Szymon Woźniak odpadli z rywalizacji o awans do przyszłorocznego cyklu Grand Prix. Ale jednak jakąś winę za to, że żaden z Polaków nie pojedzie w GP Challenge, musi na siebie przyjąć. Bo dobór zawodników do startu w tak ważnych eliminacjach powinien być bardziej przejrzysty i opierać się przede wszystkim na aktualnej formie żużlowców, a nie – jak to było w tym roku – na podstawie wyników półfinałowych turniejów Złotego Kasku. Bo z całym szacunkiem dla Sebastiana Niedźwiedzia - fajnego, sympatycznego i bardzo ambitnego zawodnika Falubazu Zielona Góra – pewnie Pawlicki, czy Drabik, na torze w Glasgow zdziałaliby zdecydowanie więcej.

Panowie z GKSŻ w dużej części muszą wziąć odpowiedzialność za to, że po raz pierwszy od 1996 roku nie zobaczymy ani jednego Polaka w Grand Prix Challenge. A przecież jeszcze trzy lata temu w tym turnieju wystartowało aż pięciu biało-czerwonych! W czterech ostatnich sezonach nasi zwyciężali – Bartosz Zmarzlik, Patryk Dudek, Przemysław Pawlicki, Janusz Kołodziej. W tym roku żaden z polskich żużlowców nie awansuje do Grand Prix, a jeszcze niedawno zastanawiano się, czy niebawem cykl nie zostanie zdominowany przez naszych jeźdźców. Tymczasem 24 sierpnia w chorwackim Gorican przyjdzie nam przyglądać się, jak o awans do Grand Prix walczyć będą m.in. David Bellego, Martin Smolinski, Aleksandr Łoktajew, Timo Lahti, Pontus Aspgren, czy Chris Harris. Tak, „Bomber” Harris po kilku latach nieobecności, znów pojedzie w GP Challenge. Pewnie doskonale pamiętacie, jak wszyscy mieliśmy już dość jego „kaleczącej” jazdy w Grand Prix. A Brytyjczyk, niczym „wańka-wstańka” wypadał z rywalizacji o medale mistrzostw świata, i jednocześnie w tych samych sezonach skutecznie walczył w eliminacjach. Ostatni raz zdarzyło się to cztery lata temu. Oby tamten awans, naprawdę już pozostał ostatnim.

Zajrzyjmy do żużlowej ekstraligi. Po meczu Falubazu w Częstochowie, trener Włókniarza Marek Cieślak, zarzekał się, że miejscowi nic złego i nieregulaminowego z torem nie zrobili. Ciekawe w takim razie, skąd pojawiły się w nim dziury, które jego żużlowcy z łatwością omijali. Trener „błysnął” jeszcze stwierdzeniem, że zielonogórzanie mieli szczęście, bo gdyby Matej Žagar pojechał na swoim normalnym poziomie, to Falubaz nie zdobyłby 35 punktów. Ja na to odpowiem w równie „bystry” sposób: Gdyby Martin Vaculik i Piotr Protasiewicz pojechali na swoim normalnym poziomie, to Włókniarz może przekroczyłby 35 punktów. Kurtyna.

Zobacz również: Co to jest sport? Jak się kibicuje? Odpowiedzi przedszkolaków mogą zaskoczyć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: ZAKRĘCENI W LEWO: To wstyd dla polskiego żużla. Jest „Bomber”, a gdzie nasi? - Gazeta Lubuska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto