Zgodnie z relacją naszej Czytelniczki, która nie chciała się przedstawić, wybrała się wraz z mężem do Sławy. Stanęli przed pałacem i zamarli, gdyż natychmiast przypomniał im się artykuł w "Gazecie Lubuskiej".
- W trzech oknach te dzieci wręcz się tłoczyły - mówi Czytelniczka. - Niestety na zdjęciach tego nie widać. Przeczytałam jeszcze raz artykuł. Piszecie coś o słońcu, drzewach, złudzeniu... Ale przecież teraz nie ma liści. Ja, a zwłaszcza mąż, jesteśmy bardzo sceptyczni jeśli chodzi o takie rzeczy, ale wiemy, co widzieliśmy. I jak tutaj nie wierzyć w duchy? Zbiło nas to z tropu...
Duchy sławskiego pałacu
To nie "wina" bidula
Gdy przed kilkoma miesiącami tam byliśmy czuliśmy się... zaniepokojeni. To określenie towarzyszy nam, gdy sami błąkamy się po korytarzach sławskiego pałacu. Żaden duch nam nie towarzyszył. Podobnie, jak nie wydaje nam się - w przeciwieństwie do Czytelniczki, która wówczas nas zaalarmowała - że jedno z pomieszczeń na poddaszu było bidulowym karcerem. Czytelniczka sugerowała, że te nieszczęsne, błąkające się dusze mogą mieć coś wspólnego z przemocą... Nasi rozmówcy jednak zaprzeczali, aby w sierocińcu mogło dziać się coś złego.
Z jakimi zatem tragediami mogą mieć związek te nieszczęsne dusze? Dopiero po wojnie mieszkańcy dowiedzieli się, że w ich miasteczku mieścił się VII oddział Głównego Urzędu SS. Jeszcze dziesięć lat temu sławianie opowiadali nam o dokumentach odnajdywanych w piwnicy, na strychach.
Czarownice i tortury
A ta historia rozpoczęła się w czerwcu 1938, gdy do rąk sekretarza generalnego naukowego towarzystwa Ahnenerbe (Stowarzyszenie Badań nad Pradziejami Spuścizny Duchowej), który zajmował się badaniem germańskiego dziedzictwa, trafiło pismo ze sztabu szefa SS Heinricha Himmlera. „Żąda się, aby wszelkie badania nad procesami o czary zostawić wyłącznie w gestii SD” (służba bezpieczeństwa SS) i że Reichsführer SS „życzy sobie, aby Gauleiter Steinecke oddał mu do dyspozycji na pewien czas wszystkie akta czarownic”. Wówczas pojawiła się też nazwa jednostki, która miała zająć się historią polowań na czarownice: H-Sonderkommando.
Na ślady tego zainteresowania w niemieckich archiwach natknął się zielonogórski badacz fortyfikacji Robert Jurga. Każda z osób rzekomo parających się magią miała założoną kartę - było ich 30 tys. Na każdej dane, jak w policyjnej kartotece, od tych personalnych, po przebieg procesu, świadków, tortur... Do tego całkiem poważnie brzmiące notatki esesmanów oceniające zasadność oskarżeń. I skuteczność tortur. Straszne.
To jakiś horror
Szukamy kolejnych rozgrywanych tutaj dramatów. Podczas wojny trzydziestoletniej krwawą łaźnię sprawili mieszkańcom lisowczycy i kozacy. W latach 20. XVIII wieku pożar strawił znaczną część miasta i zamku. Zima 1944/1945. Przez Sławę przepływała fala uchodźców niemieckich. To była ciężka zima, termometry wskazywały -30 stopni, a droga ucieczki znaczona była trupami zamarzniętych dzieci, małymi wykopanymi pospiesznie grobami. Później w prawym skrzydle zamku urządzono szpital dla rannych. Zmarłych grzebano w pobliskim parku. Kandydatów na rolę potępionej duszy było więc sporo... Zresztą i sam pałac straszy...
ZOBACZ TEŻ: Takie piękne ruiny, czyli kościół w Złotniku
Polub nas na fb
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?