Zarząd klubu chciał awansu
Sierpień, 1980 roku. W kraju rozpoczął się karnawał „Solidarności”, podpisano słynne porozumienie sierpniowe. Polityczny niepokój połączony był z nadzieją na lepsze jutro. Czy ktoś w Zielonej Górze myślał wtedy o koszykówce? Okazuje się, że tak…
Właśnie wtedy do drugoligowego Zastalu trafił szkoleniowiec Tadeusz Aleksandrowicz. Wcześniej „Aleks” trenował kobiety w zielonogórskim AZS-ie.
– Upierał się i twierdził, że nie da sobie rady z mężczyznami, bo zawsze pracował w żeńskiej koszykówce. Długo go przekonywałem, na szczęście się udało - wspomina po latach trenerski transfer Czesław Protasewicz, ówczesny dyrektor Zastalu.
Tadeusz Aleksandrowicz ściągnął do współpracy byłego koszykarza, Rafała Czarkowskiego. Tak rozpoczęła się droga Zastalu do awansu. Kluczowy był 1984 rok.
- Wtedy, gdy powstał nasz zespół tylko z wychowanków, na jednym z zarządów padło pytanie do trenera, czy widzi możliwość awansu. Trener nie widział. Zarząd postawił jednak - choć nie wprost - warunek: „Zostaniesz w klubie, jeśli powalczysz o pierwszą ligę” No i udało się – wspomina Czesław Protasewicz.
Trener Tadeusz Aleksandrowicz po latach przyznał, że awans wyszedł dość niespodziewanie. Drużyna w pamiętnym sezonie 1983/1984 kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa w rozgrywkach drugiej ligi.
Kluczowe mecze ze Spójnią Stargard
Wówczas zespoły grały dwumecze, systemem sobota-niedziela. W czterech ostatnich kolejkach sezonu Zastal miał do rozegrania dwa spotkania u siebie z trzecią w tabeli Spójnią Stargard Szczeciński i wyjazdowe boje z Astorią Bydgoszcz. Nad najgroźniejszym konkurentem w rywalizacji o awans – Pogonią Szczecin – zastalowcy mieli dwa punkty przewagi. Oznaczało to przewagę dwóch wygranych, gdyż za porażkę drużyny otrzymywały punkt.
Mecze ze Spójnią rozegrane zostały 3 i 4 marca 1984 roku w hali przy ul. Wyspiańskiego w Zielonej Górze. Jaki był klimat tamtych meczów?
– W dzisiejszych czasach nikt by tego meczu nawet nie rozpoczął. Przecież kibice siedzieli dosłownie jeden na drugim. Ten klimat i tamta atmosfera - to było coś fantastycznego – wspomina Rafał Czarkowski, wtedy asystent trenera Tadeusza Aleksandrowicza, później m.in. wieloletni prezes Zastalu.
Mieczysław Więckowicz, relacjonujący mecze na łamach „Gazety Lubuskiej”, w taki sposób opisywał atmosferę towarzyszącą rywalizacji ze Spójnią:
„Takich tłumów jeszcze nigdy w hali przy Wyspiańskiego nie oglądaliśmy. Na godzinę przed rozpoczęciem sobotniego spotkania nie było mowy o zaparkowaniu samochodu w pobliżu pływalni. Co bardziej zaradni zasiedli na trybunach jeszcze przed godziną 15 i zajęli się lekturą lub spotkaniami towarzyskimi. Organizatorzy naliczyli w sobotę ponad 900 osób, co jest rekordem”.
Spójnia miała o co grać, ponieważ drugi zespół w tabeli miał prawo walczyć o awans w barażach. „Mecz nie były dla Zastalu spacerkiem. Zawodnicy obu zespołów, świadomi wagi spotkań, popełniali dużo błędów” – czytaliśmy w „Gazecie Lubuskiej”. Jeszcze w 28 min zielonogórzanie prowadzili tylko 52:50. Końcówka, dzięki dobrej postawie Piotra Olczaka i Pawła Wysockiego, należała już do Zastalu, który wygrał 82:71. Korzystny dla zielonogórzan wynik padł również w spotkaniu w Łodzi. Pogoń Szczecin niespodziewanie przegrała z ŁKS-em 74:85. Takie rozstrzygnięcia oznaczały, że w niedzielnym (4 marca) meczu zwycięstwo zapewniało Zastalowi awans.
Zielonogórzanie nie zmarnowali szansy, wygrali dość pewnie 75:65. Raz jeszcze spójrzmy na łamy ówczesnej „Gazety Lubuskiej”: „Było tradycyjne „Sto lat”, symboliczny szampan, a trener Tadeusz Aleksandrowicz „frunął” wysoko podrzucany przez swoich podopiecznych. Najszczęśliwszym człowiekiem w hali Novity był Krzysztof Kaczmarek (niefortunny wykonawca ostatniego rzutu w rewanżowym meczu z Pogonią). Radosław Nowacki nie ukrywał wzruszenia, Czesław Bortnowski wykonał na parkiecie taniec radości. Płaczącego Jarosława Posioła próbowali kolejno „pocieszać” koledzy”.
Jak punktowali zastalowcy?
Warto przypomnieć sobie statystyki z tamtych pamiętnych meczów z 3 i 4 marca 1984 roku. Kto zdobywał punkty dla Zastalu? Piotr Olczak 12 i 14, Romuald Naruszewicz 16 i 9, Paweł Wysocki 12 i 14, Radosław Nowacki 12 i 12, Krzysztof Kaczmarek 9 i 9, Piotr Galant 4 i 14, Czesław Bortnowski 4 i 6, Jarosław Posioł 0 i 12.
Napisali nową historię
Zwycięstwo oznaczało, że ostatnie mecze z Astorią w Bydgoszczy nie miały już dla Zastalu żadnego znaczenia. Awans stało się faktem. W jaki sposób sukces wspominał po latach trener Tadeusz Aleksandrowicz? - Pojawiło się fajne przeświadczenie, że gramy ludźmi stąd, dla sportu. To było coś fajnego, co nas zdeterminowało do samodyscypliny. Rok wcześniej zajęliśmy ósme miejsce, a ten awans wyszedł trochę niespodziewanie – mówił „Aleks”. – Oczywiście było w tym trochę amatorstwa. Powoli dochodziły jakieś stypendia, ale byliśmy półamatorami. Graliśmy z serca, a że młodzież była ambitna i chciała grać, to się udało.
- Spotkaliśmy się przed sezonem z naszymi chłopakami. Zarząd wymyślił awans. Zrobiliśmy zebranie i każdego pytaliśmy, czy chce grać o awans. Zostali ci, którzy chcieli. Wszyscy wiedzieli, że będzie ciężka robota – dodawał Rafał Czarkowski.
W pierwszym sezonie w elicie Zastal nie miał łatwo. Inauguracyjne zwycięstwo przyszło dopiero po pięciu porażkach (zielonogórzanie odnieśli wygraną w Krakowie nad Hutnikiem 81:76). W bezpośrednich meczach o pozostanie w pierwszej lidze (tzw. play outach) Zastal dwukrotnie pokonał Polonię Warszawa. Później jeszcze ludzie Tadeusza Aleksandrowicza musieli rozstrzygnąć na swoją korzyść spotkania w turnieju barażowym. W Śremie Zastal wygrał wszystkie trzy mecze: ze Stalą Stalowa Wola, Turowem Zgorzelec i Legią Warszawa. Cel został osiągnięty. Zespół utrzymał się w elicie i pozostał w niej nieprzerwanie aż do sezonu 1995/96.
WIDEO: Skrót Gali Sportu Lubuskiego 2024
Polub nas na fb
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?