- Kiedy zaczynałem pracę w kinie Marzenie w 1957 roku, brakowało aparatury, kompletowaliśmy poniemiecki sprzęt. Roma miała projektory niezniszczone, my musieliśmy szukać, ale udało się - wspomina Albin Dmetrow, który jako kinooperator w zabrzańskich kinach przepracował ponad 30 lat. Kino było jego konikiem i pasją.
Pan Albin przez kilkadziesiąt lat prowadził klub filmowy dla koneserów. Każdy seans był poprzedzony słowem wstępnym lektora.
Pamiętacie amerykańskie filmy: "Wielka nagroda" z Elizabeth Taylor, "Lessie wróć", "Mściwy jastrząb", czy "Gilda" z Ritą Hayworth i Glennem Fordem? Z afisza kina Roma, dziś najstarszego i wciąż czynnego kina na Śląsku, w latach 50. i 60. XX wieku te tytuły nie schodziły miesiącami.
Choć kultowym zabrzańskim kinem było nieistniejące już Marzenie, to w Romie też często sala była wypełniona po brzegi.
- Początkowo widownia Marzenia mieściła 400 osób, a po rozbudowie w drugiej połowie lat 50. XX wieku mogło filmy oglądać 600 osób - opowiada Albin Dmetrow.
Na pewno niejednokrotnie byliście w Marzeniu. To było kino z niepowtarzalną atmosferą, zrobione na wzór przedwojennego kina niemieckiego. Ale pewnie niewielu z nas wie, że scena miała orkiestron i dlatego z powodzeniem organizowano tam wieczory filmowo-muzyczne.
- Ściany były wybijane pluszem, światła miały specyficzne ciepło, na balkonach były loże. Oglądanie tam filmu było przeżyciem - opowiada pan Albin.
Pewnie niewielu z nas pamięta, że w czasach PRL-u każda dzielnica Zabrza miała swoje kino. W centrum było ich nawet kilka. Przy placu Wolności, pod numerem 6, znajdowało się kino Marzenie, które pracowało do 2004 roku.
Roma zawsze była w miejscu, w którym jest teraz: przy ul. Padlewskiego 4. Nieco dalej, przy ul. 3 Maja 32 chodziliśmy na seanse do Apolla. Po kinie Słońce, które sąsiadowało z kościołem św. Andrzeja, zostało tylko wspomnienie.
- W Rokitnicy było kino Pokój, w Mikulczycach Atlantik, w Pawłowie Świt, w Biskupicach Górnik - wylicza Dmetrow.
- Kiedyś kino było naprawdę dużą atrakcją, ludzie potrafili godzinami stać w kolejkach po bilety. I choć najlepsze amerykańskie, francuskie i włoskie filmy docierały do nas z opóźnieniem, czasem kilkuletnim, to ludzie traktowali kino jako miejsce, gdzie można coś przeżyć. Nie każdy miał telewizor, ludzie naprawdę kochali kino - podkreśla.
Spróbujcie sobie wyobrazić, jakim przeżyciem było oglądanie takiego filmu w nowoczesnym kinie :-)
Piotr Rabcewicz pracuje jako kinooperator w Romie. Przyznaje, że wykonuje ginący zawód, bo operatorzy w multipleksach pracują już zupełnie inaczej.
- Kocham tę pracę, to moja pasja - wyznaje pan Piotr.
- Kabina projekcyjna to serce kina - mówi Tomasz Olichwer, kierownik kina Roma, w którym są dwa projektory z lat 70. XX wieku i nieczynny już rzutnik do wyświetlania slajdów z 1955 roku.
Marzenie było kinem zeroekranowym, Roma - pierwszej kategorii, zaś Apollo i Słońce - drugiej kategorii. Co to oznaczało?
- Kin zeroekranowych było na Śląsku kilka. Dostawały jako pierwsze wszystkie zagraniczne nowości filmowe. Kina pierwszej i drugiej kategorii dostawały filmy zgrywane, powtórkowe - tłumaczy Albin Dmetrow.
Piotr Rabcewicz wspomina, że widzowie przychodzili chętnie na filmy włoskie i francuskie. Obrazy z Sophią Loren cieszyły się powodzeniem.
- 1500 seansów dla taśmy amerykańskiej to było nic, bo były solidne, ale polskie po 400 wyświetleniach już się zrywały - dodaje Dmetrow.
Co nam zostało po kinach?
Kino Marzenie, Apollo, Słońce to już historia. W dawnej sali Marzenia przy pl. Wolności 6 od kilku lat jest drogeria, pozostałe pomieszczenia zajmują sklep z firankami i salon fryzjerski. W budynku po kinie Apollo jest pub. Po kinie Słońce nie zostało nic.
Kino Roma przy ul. Padlewskiego 4 funkcjonuje tylko dlatego, że jest miejską instytucją kultury. - Zapełnić dzisiaj salę kinową po brzegi jest bardzo trudno. Udaje się to wtedy, kiedy na seanse przychodzą szkoły, albo organizujemy koncerty czy kabarety - mówi Tomasz Olichwer, kierownik kina Roma.
Jak tłumaczy, kino jest od kilku lat ośrodkiem kultury, w którym organizowane są imprezy charytatywne, koncerty, spektakle profilaktyczne dla szkół itp. Tomasz Olichwer, który kierował przez 10 lat Marzeniem, wie, że kameralne kino musi się odróżniać od multipleksu. - Staramy się wyświetlać filmy niekomercyjne, inne niż w multipleksie i utrzymać niską cenę biletów (kosztują 10 zł - przyp. red.) - podkreśla Olichwer.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?