Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzinne zdjęcia w cudzym albumie. Wrażenie zwala z nóg i sprawia, że chce się wiedzieć o rodzinie więcej, ale często jest już za późno

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Artykuł o historii Mikaszewicz od kilku lat jest czytany w internecie. Odezwało się już kilka osób. Do pani Janiny odezwał się mieszkaniec Bratysławy, który chciał wiedzieć więcej o miejscowości, z którą związana jest jego rodzina
Artykuł o historii Mikaszewicz od kilku lat jest czytany w internecie. Odezwało się już kilka osób. Do pani Janiny odezwał się mieszkaniec Bratysławy, który chciał wiedzieć więcej o miejscowości, z którą związana jest jego rodzina Eliza Gniewek-Juszczak
– Najchętniej bym przyjechał do Nowej Soli, nic nie wiem o dziejach mojej rodziny, a mamie z powodu, że była najmłodsza – urodziła się już w Polsce – nic nie mówiono – przyznał pan Mariusz Malinowski.

– Włos mi się zjeżył na głowie, kiedy zobaczyłem w Gazecie Lubuskiej te zdjęcia. Mam je w rodzinnym albumie – mówi Czytelnik aż z Rybnika w województwie śląskim. Na artykuł o bokserze z Nowej Soli o nazwisku Eugeniusz Ast trafił w Internecie. – Mama, co wiedziała, to powiedziała. Nie miałem już jak zapytać ojca. Pan Eugeniusz go znał. Ma go na zdjęciach w swoim albumie. Bardzo chciałbym o tym porozmawiać.
Potomek jednego z powojennych bokserów z Nowej Soli nie jest jedynym, który szuka informacji o losach swojej rodziny.

Szukamy korzeni. Coraz częściej szukamy śladów przodków. Nie dla spadku, czy rodzinnych skarbów. Chcemy poznać rodzinne historie i miejsca
Kontaktu z rodziną pana Eugeniusza Asta (na zdjęciu) szuka Czytelnik z Rybika. Jego ojciec też był bokserem w Nowej Soli Eliza Gniewek-Juszczak

Potomek Wiery Żarskiej

Mariusz Malinowski mieszka w słowackiej Bratysławie. Kiedy przeczytał artykuł w GL "Ocalona przez Wierę Żarską...", chciał zaraz jechać do Nowej Soli. – Mój dziadek Stefan Żarski miał siostrę Wierę, mieszkał w Lenino i Mikaszewiczach. Moja mama ostatni raz widziała swoją ciotkę około 1955 roku. Nie wiem, czy chodzi o tę samą osobę. Czy mógłbym porozmawiać z panią Janiną Kluk? Najchętniej bym przyjechał, nic nie wiem o dziejach mojej rodziny w Mikaszewiczach, a mamie z powodu, że była najmłodsza – urodziła się już w Polsce – nic nie mówiono – przyznał.
Janina Kluk z Nowej Soli, ile wiedziała, tyle powiedziała panu Mariuszowi przez telefon. Nie było tego dużo więcej niż w artykule. – Dzisiaj żałuję jednego – mówi pani Janina. – Kiedy żyła moja ciocia, nie wypytaliśmy jej o wszystko. To ważne, aby rozmawiać o historii rodziny, nawet jeśli nie dla siebie, to dla młodszych, żeby móc im później to przekazać.

Szukamy korzeni. Coraz częściej szukamy śladów przodków. Nie dla spadku, czy rodzinnych skarbów. Chcemy poznać rodzinne historie i miejsca
– Jednego żałuję. Kiedy jeszcze żyła ciocia nie wypytaliśmy jej o wszystko – przyznaje dzisiaj pani Janina Kluk Eliza Gniewek-Juszczak

Antoni Konieczny ze Wschowy

Marianne Ootjers to prapraprawnuczka Antoniego Koniecznego ze Wschowy. Urodziła się, wychowała i mieszka w Holandii. – Rodzina babci ze strony ojca jest w dużej mierze polska, pochodzi z Wschowy i Przemętu oraz okolicznych wsi – opisała nam pani Marianne, która szuka swoich przodków. Zajęła się genealogią na poważnie, bo chce poznać losy swojej rodziny.

– Duża część historii rodziny była nieznana, ale dzięki badaniom genealogicznym udało mi się odkryć sporo informacji. Pozostaje jednak tajemnicą to, co przydarzyło się mojemu praprapradziadkowi Antoniemu Koniecznemu – stwierdziła.

Jasne było tylko to, że nie wyjechał do Niemiec około 1903 roku. – Jego ostatnim znanym miejscem zamieszkania była Wschowa, tam urodziła się jego najmłodsza córka. Moimi jedynymi dostępnymi źródłami badawczymi są BaSIA Archiwa i Poznań Project (projekt indeksacji dziewiętnastowiecznych małżeństw z terenu historycznej Wielkopolski – przyp. red.). Ale nie mają opublikowanego aktu zgonu mojego prapradziadka – przyznaje Holenderka, która szuka informacji o Antonim Koniecznym.

Artykuł o historii Mikaszewicz od kilku lat jest czytany w internecie. Odezwało się już kilka osób. Do pani Janiny odezwał się mieszkaniec Bratysławy, który chciał wiedzieć więcej o miejscowości, z którą związana jest jego rodzina

Rodzinne zdjęcia w cudzym albumie. Wrażenie zwala z nóg i sp...

Część rodziny udało się odnaleźć

Wiedzieć coś mogą mieszkańcy kilku, obecnie lubuskich i wielkopolskich, miejscowości.
Córki Antoniego i jego żony o imieniu Antonia lub Antonina tam się urodziły. To: Siekowo, Solec, Łysiny, Tylewice, Stare Drzewce i Przyczyna Dolna.

– Udało mi się namierzyć członków rodziny spokrewnionych z żoną Antoniną Konieczną-Karwatką (moją prapraprababką), ale nic o nim nie wiedzą – przyznaje pani Marianne. Holenderka kontaktowała się z różnymi kościołami, które mogą mieć te akta (we Wschowie, Zielonej Górze i Gorzowie Wielkopolskim), ale nie udało się niczego zdziałać. Dowiedziała się, że lepiej by było, aby przyjechała do Polski. Ale to nie jest łatwe, zwłaszcza teraz w pandemii i kiedy do Wschowy ma około 800 kilometrów.

– Może ktoś z rodziny rozpozna nazwisko Antoni Konieczny lub ktoś zainteresowany genealogią zechce mi pomóc – poprosiła.
– Moja babcia niedawno wspomniała, że jej babcia Franziska opowiadała kiedyś o odwiedzeniu rodziny w Schwetzkau (Święciechowa), więc może są tam materiały archiwalne? – zastanawia się.
Pani Marianne szukała też pomocy w grupie German genealogy & cultural history na Facebooku. Wspólnie udało się odczytać i przetłumaczyć część znalezionych dokumentów, dotyczących np. śmierci syna Koniecznych, który zmarł 12 listopada 1902 r.

Szukamy korzeni. Coraz częściej szukamy śladów przodków. Nie dla spadku, czy rodzinnych skarbów. Chcemy poznać rodzinne historie i miejsca
Córki Antonii i Antoniego. Od lewej: Emilie Konieczny, Jadwiga Konieczny i Agnes Konieczny.
Może ktoś też ma te zdjęcia w albumie i wie coś więcej na temat Antoniego Koniecznego Archiwum Marianne Ootjers

Rodzinne historie. Rafael Stöwesand znalazł potomków przodka

O tym, że szukanie, a zwłaszcza znajdowanie śladów przodków, przynosi ogromną satysfakcję, dobrze wie Rafael Stöwesand, pasjonat historii Wschowy i okolic.

– Możliwe, że jakieś dokumenty znajdują się w leszczyńskim archiwum. Sam znalazłem tam sporo dokumentów związanych z moją rodziną – przyznaje pan Rafael. – Dużo dokumentów znajduje się w Archiwum Państwowym w Zielonej Górze.

W archiwach trafił na przykład na informację o Wilhelmie Stöwesand, który był jego pradziadkiem. Od 1925 roku mieszkał w Szlichtyngowej, pochodził z Sierakowa. Był jednym z budowniczych ratusza w Szlichtyngowej.

– To dzięki internetowemu archiwum znalazłem wiele danych na temat mojej rodziny – potwierdza R. Stöwesand. – Na przykład to, że jego najstarsza córka została w Sierakowie i wyszła za mąż za Polaka. Rok temu znalazłem jej potomków, z którymi utrzymuję kontakt.

Pradziadkowie Anna i Wilhelm Stöwesand byli bardzo ciekawą parą, Anna była Polką i katoliczką, a Wilhelm – Niemcem, ewangelikiem.
Pan Rafael próbował szukać śladów Antoniego Koniecznego, ale nie udało się na nic trafić. Wskazał dwa adresy internetowe: http://www.basia.famula.pl/de/ i http://poznan-project.psnc.pl/. Ale te już Marianne zna.

Historie przodków. Archiwa przekopał Jerzy Głąb

Podobnie, gotowy pomóc był Jerzy Głąb, który opisał do tej pory wiele historii dawnej Wschowy i okolicy na Facebooku.

– Akta, przynajmniej teoretycznie powinny być w archiwum w Zielonej Górze lub Poznaniu, albo w archiwum diecezjalnym w Gorzowie. Niestety nie wszystkie parafie, księża do dzisiaj się tym zajęli. Archiwa, księgi metrykalne i inne walają się po jakiś strychach i szafach itd. Przykład? Szlichtyngowa. Jeśli jacyś Niemcy przyjadą szukać przodków, to kierowani są do mnie. Praktycznie, mam całą dokumentację kościoła ewangelickiego z XlX wieku i trochę wcześniej. Mozolnie przez tydzień, jakieś 20 lat temu, z maską na twarzy, kopałem na miejscowym wysypisku. Po prostu, ksiądz wyrzucił wszystko do kontenera. Całe szczęście, że mnie po jakimś czasie o tym powiadomiono – wspomina pan Jerzy.

Historia z Happy Endem. Odnaleziony nieznany brat bliźniak

W 2019 roku opisaliśmy niezwykłą historię, jaka przydarzyła się Susan Seideman z Kalifornii. Kobieta chciała dowiedzieć się czegoś na temat miejsc, w których mieszkał jej pradziadek. Znalazła w Poznaniu Tomasza Laskowskiego, który specjalizuje się w poszukiwaniu zaginionych przodków. Ten razem z kolegą genealogiem przygotowali dla mieszkanki USA dużo informacji, których nie znała. Wyszło na jaw, że pradziadek Michael Seidemann zanim wyemigrował do Stanów Zjednoczonych przez dwa lata mieszkał we Wschowie. W Stanach urodziło się jego dziesięcioro dzieci, ale mimo licznej rodziny, nikt nie wiedział, że Michael miał brata bliźniaka. Ten brat został we Wschowie. Był znanym i cenionym mieszkańcem.

– To Simon Seidemann – opowiadał nam wówczas Tomasz Laskowski. – Informacja o bracie bliźniaku była dla rodziny ze Stanów prawdziwą niespodzianką. Towarzyszyło temu dużo emocji i wzruszeń.

Susan Seidemann odwiedziła Muzeum Ziemi Wschowskiej. Miała okazję przejść się ulicami miasta ze znawcami historii regionu. – Nasi goście z dużym zainteresowaniem słuchali informacji o historii miasta. Zatrzymaliśmy się przy figurze Murzyna, która była ozdobą Apteki pod Murzynem. Może Michael patrzył na nią, wchodził do apteki po lekarstwa. To nasze przypuszczenia narracyjne, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak było. Mam nadzieję, że będą mieli dobre wspomnienia z miejsca, gdzie historia rodziny się toczyła – mówiła nam wtedy ówczesna dyrektor muzeum Marta Małkus.

ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Żeby nie było wojny - historia rodziny z Odessy

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowasol.naszemiasto.pl Nasze Miasto