Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Piotr Kuna: To, co robimy, jest bardzo nieodpowiedzialne. Nie straszmy ludzi! Tłumaczmy im potrzebę szczepień

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Torun. Szczepienia covid-19
Torun. Szczepienia covid-19 brak
Nikogo nie straszę, a jakoś wszyscy moi pacjenci, którzy mają wątpliwości, po rozmowie ze mną zgadzają się na szczepienie. Nikogo nie straszę, tylko mówię prawdę. To, że szczepionka nie chroni przed ponownym zakażeniem wirusem, to fakt. To też trzeba jasno powiedzieć. Ale ryzyko zakażenia innych spada 10 razy, nie mówiąc o ryzyku rozwoju ciężkiej postaci COVID-19 - mówi prof. Piotr Kuna, pulmonolog, alergolog

Panie profesorze, możemy się spodziewać czwartej fali pandemii?

Na pewno będzie rosła liczba osób, które mają dodatni wynik testów na obecność koronawirusa, to nieuniknione. Uważam, że ten największy wzrost zachorowań nastąpi dopiero we wrześniu i październiku. Natomiast moim zdaniem, to nie przełoży się na tak duży wzrost liczby hospitalizacji i zgonów, jak miało to miejsce wcześniej. Zaszczepionych jest ponad 50 procent dorosłych Polaków, zapewne kolejne 25 - 30 procent miało już kontakt z wirusem, więc są w jakimś stopniu także chronieni. Mogą się zarazić wirusem, ale nie powinni ciężko chorować - będzie to bliższe zwykłemu przeziębieniu niż zespołowi ostrej niewydolności oddechowej.

Właśnie, bo wszyscy się zastanawiają, jak ta kolejna fala pandemii może wyglądać?

Żyjemy w strefie klimatu umiarkowanego. Mamy praktycznie dwa razy do roku gwałtowny wzrost liczby infekcji wirusowych dotyczących dróg oddechowych. Pierwszy okres trwa od września do listopada, drugi okres trwa zazwyczaj od lutego do kwietnia. Nie spodziewam się, żeby było inaczej w tym roku. Wirus SARS COV 2, nowo odkryty wirus, jeden z grupy koronawirusów, wpisze się po prostu w ten scenariusz, który mamy w Polsce i wszędzie na świecie od tysięcy lat. Stanie się jednym z sezonowych wirusów infekcji dróg oddechowych, tak samo jak inne koronawirusy, wirusy grypy, paragrypy, jak rinowirusy, jak adenowirusy. Myślę, że jak najszybciej powinniśmy go traktować jako kolejne zjawisko, dodane do tego, co mamy. Oswoić się z tym i normalnie żyć.

Uważa pan, że to, co dzieje się wokół SARS COV 2, to histeria?

Uważam, że to, co się dzieje jest nie tyle histerią, ile - przede wszystkim straszeniem społeczeństwa. Powinniśmy się zajmować tym, co robić, aby z tym wirusem normalnie żyć i normalnie funkcjonować, a nie tym - co zamykać. To jest dla mnie patologiczne podejście do sprawy. Zamiast działać i przygotować się do tego, aby mieć odpowiednią ilość miejsc w szpitalach dla takiej, czy innej liczby zachorowań, miejsc izolowanych tak, by chorzy nikogo innego nie zarażali, my się straszymy kolejnymi twittami, esemesami treści: „Dzisiaj liczba chorych wzrosła o osiem zachorowań”, „Będzie czwarta fala pandemii”, „Szpitale padną”. Znajduję głównie takie wiadomości w gazetach, tylko takie otrzymuję informacje z telewizji, tak mówią politycy. To jest, moim zdaniem, wysoce nieodpowiedzialne i świadczy o nieprzygotowaniu tych osób do roli społecznej, jaką pełnią. Tak naprawdę naszą rolą jest przygotować się na nadchodzącą jesień, powiedzieć społeczeństwu: „OK, do innych wirusów, które już mamy, dochodzi nam nowy wirus i musimy z tym żyć, przygotujmy się do tego, zrobiliśmy następujące rzeczy, nie musicie się Państwo bać”. Mamy wiele nowych wirusów, mamy wirus HIV z lat 80., mamy boreliozę z lat 90. wywołaną przez krętki - to też są nowe patogeny i choroby, kiedyś ich nie było. I nie było żadnej paniki. Po prostu przyszła nowa choroba, opracowaliśmy testy diagnostyczne, metodę leczenia, postępowania i walczymy. Wirus HCV też jest nowo odkrytym wirusem, który wywołuje raka i zabił miliony ludzi na świecie. Znaleźliśmy na niego leki i skutecznie nimi leczymy. Czy ktoś o tym mówi? Myślę, że to, co robimy, jest bardzo nieodpowiedzialne. Bardzo masochistyczne, ale w sensie niezwykle negatywnym. I to dotyczy wszystkich, podkreślam - wszystkich: telewizji, prasy, ale również, niestety, polityków i osób odpowiedzialnych za organizację ochrony zdrowia, w tym lekarzy. Powinniśmy mówić, co zrobiliśmy i co zrobimy, żeby uratować życie komuś, kto zachoruje. Żyć normalnie i pracować normalnie. Taka, moim zdaniem, leży na nas odpowiedzialność.

Ale to, co się dzieje z COVID-19, dzieje się na całym świecie, nie tylko w Polsce.

To, że coś się dzieje na całym świecie, nic nie znaczy. Świat ogarnęła powszechna psychoza na punkcie COVID-19 - mało kto chce słuchać rzetelnych informacji i spojrzeć na problem bardzo szeroko w aspekcie całego społeczeństwa i jego problemów, a nie jednej wybranej choroby. Może właśnie o to chodzi - mówimy o COVID, a w zaciszu rozwijają się dużo gorsze zagrożenia. Nie kopiujmy złych wzorców. Jeżeli gdzieś płoną lasy, to znaczy, że my mamy podpalać swoje? Nie kopiujmy złych wzorców, tylko starajmy się sami opracować mądrą strategię postępowania. Ludzie są, jacy są. Nie jest sztuką zarządzać ludźmi, kiedy wszyscy postępują tak, jak chcemy. Sztuką jest zrobić coś, kiedy występuje pewien opór, pewien sprzeciw, kiedy są ludzie, którzy nie chcą się szczepić. Nie chcą? Trudno. Przygotujmy się do tego tak, żeby ta grupa ludzi nie dotknęła wszystkich pozostałych, żebyśmy mogli normalnie, spokojnie funkcjonować. Jeszcze mamy mnóstwo czasu. Od maja mamy coraz mniej zachorowań - mamy maj, mamy czerwiec, mamy lipiec, mamy sierpień. Cztery miesiące, mogliśmy to spokojnie zrobić.

Uważa pan, że powinniśmy się szczepić przeciw COVID-19?

Uważam, że każdy rozsądny człowiek, który po pierwsze - czuje się odpowiedzialny za innych, a po drugie - sam nie chce mieć kłopotów, powinien się zaszczepić. Ale również, jako lekarz wiem, że nie mogę robić żadnych procedur medycznych bez zgody pacjenta. Takie są prawa pacjenta. Prawem pacjenta jest odmowa - koniec, kropka. I szanuję prawa pacjenta.

Czemu, pana zdaniem, ludzie nie chcą się szczepić? Był taki okres, kiedy ruszyliśmy do szczepień, teraz liczba szczepiących się dramatycznie maleje.

Bo ci, którzy chcieli się zaszczepić, już się zaszczepili. Wszystkie badania pokazywały, że 40 procent Polaków nie chce się szczepić. Okazuje się, że jest ich więcej, z tego, co słyszę, jest ich prawie 50 procent. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest bardzo wiele. Przede wszystkim stanowisko wielu proboszczów, którzy negują pandemię. Przychodzą do mnie pacjenci, ludzie wierzący i mówią, że „pandemia jest zesłana przez Boga, a szczepionka przez diabła”. Tak usłyszeli od proboszcza.

Naprawdę?

Naprawdę. Nie jestem teologiem i trudno mi z tym polemizować. I wie pani, jeżeli takie jest stanowisko ludzi zaufania społecznego, to zderzamy się ze ścianą. Co mówią politycy? Politycy mówią, że nie ma już pandemii, a za chwilę mówią, że jednak jest. Do tego dochodzą sprzeczne zarządzenia. Ludzie w swojej masie społecznej są w postępowaniu w miarę racjonalni. Jeżeli daje im się sprzeczne informacje, jeżeli w Wielkiej Brytanii mamy 50 tysięcy dodatnich wyników testów dziennie, rząd znosi wszystkie restrykcje, mija tydzień i liczba dziennych zakażeń spada o 20 tysięcy, to powstaje pytanie: może te restrykcje są przyczyną wszystkiego? Ludzie czytają, myślą, analizują. Trzeba podjąć to wyzwanie i z nimi rozmawiać, tłumaczyć, wyjaśniać. Powiedziałem: każdy rozsądny człowiek powinien się zaszczepić. Daję jednak prawo pacjentom do odmowy, to ich niezbywalne prawo.

Może ludzie zobaczyli, że dzienna liczba zakażeń spada i stwierdzili po prostu, że jakoś to będzie?

Dokładnie, stwierdzili, że jakoś to będzie.

Mnie dziwią zwłaszcza ci, którzy wzięli pierwszą dawkę szczepionki, ale na drugim szczepieniu już się nie pojawili.

To bardzo źle, powinni wziąć drugą dawkę. Pierwsza dawka szczepionki, bądźmy szczerzy, nie daje dobrej ochrony - koniec. Nie daje dobrej ochrony, jest niewystarczająca. Mało tego, uważam, że należy przyjąć trzecią dawkę szczepionki. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby nasz rząd umożliwił tym, którzy chcą, przyjęcie trzeciej dawki szczepionki. Moim zdaniem, te szczepienia będą wymagane przynajmniej raz do roku. I zostaną z nami, tak samo, jak są z nami szczepienia na grypę, czy inne choroby zakaźne. Nie można tego uniknąć.

Taki sposób zachęcania do szczepień, jaki zastosowało wiele krajów europejskiej, czyli kina, teatr, restauracje, tylko dla zaszczepionych, to sposób dobry i skuteczny?

Mamy fatalne doświadczenie związane z segregacją w czasach II wojny światowej, prawda?

Zdecydowanie!

Dzielono ludzi na lepszych i gorszych: osobne tramwaje, kina, sklepy dla wybranych. W Polsce konotacje z segregowaniem ludzi są fatalne. Jeżeli rząd jest gotowy na to, żeby wrócić do takich konotacji, to niech to robi, ale ja tego nie popieram.

Jak w takim razie zachęcać do szczepień?

Przede wszystkim mądrze i spokojnie edukować. Mówić jednym głosem. Nie straszyć, tylko dawać informacje pozytywne. Od początku był w tej kwestii bałagan, był szum informacyjny. Było wiele nieprawdziwych informacji głoszonych przez polityków i przez tak zwanych ekspertów różnej maści. Ale najważniejsze: przestać straszyć. Trzeba zachować się po męsku: powiedzieć, jaka jest prawda, nie oszukiwać i realizować przyjęte założenia krok za krokiem, bez względu na to, co się będzie działo. Nie panikować. Myślę, że konsekwencja, pewien żelazny plan są niezbędne. Widzę, co się dzieje - to szamotanie się od ściany do ściany. Nie widzę planu, konsekwencji, spokoju, próby uspokojenia ludzi, chociażby takiego, jaki jest w Singapurze, czy nawet ostatnio w Anglii. Przyjęto strategię: będziemy was straszyć, to się będziecie szczepić. Nie, ludzie się nie szczepią, bo ich straszymy. Tego nie wolno robić. Oczywiście zdania ekspertów są rozbieżne, ale trzeba dokonać racjonalnych wyborów, które uwzględnią wszystkie aspekty życia społecznego, edukacji gospodarki, zdrowia psychicznego itd.

Pan tego nie robi? Nie straszy?

Nie. Nikogo nie straszę, a jakoś wszyscy moi pacjenci, którzy mają wątpliwości, po rozmowie ze mną zgadzają się na szczepienie. Nikogo nie straszę, tylko mówię prawdę, taką, jaka jest. To, że szczepionka nie chroni przed ponownym zakażeniem wirusem, to fakt. To też trzeba jasno powiedzieć. Ryzyko zakażenie spada tylko dwukrotnie, więc możemy się zakazić. Ale osoba zaszczepiona i zakażona nie wytworzy tyle kopii wirusa, żeby zarazić inne osoby i to jest ważne. Ryzyko zakażenia innych spada 10 razy, nie mówiąc o ryzyku rozwoju ciężkiej postaci COVID.

Czyli, krótko mówiąc, osoba zaszczepiona, nawet, jeśli się zakazi, nie będzie zarażać innych?
Taka osoba zaraża, ale w bardzo małym stopniu, dziesięć razy mniej niż osoba niezaszczepiona.

Panie profesorze, pan od początku mówił, że COVID-19 powinniśmy traktować tak, jak grypę…

Tak, powiem brutalnie i szczerze: więcej osób zginęło z powodu złego zarządzania COVID-19, niż z powodu samego koronawirusa. To są choćby chorzy z chorobami nowotworowymi, chorobami sercowo-naczyniowymi, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc, niewydolnością nerek i innymi chorobami przewlekłymi. Jestem internistą, leczę tych ludzi. Widzę, co się dzieje. Powiem pani szczerze, czasami jestem wściekły, jak pomyślę, co zrobiono tym ludziom. Naprawdę, mówię poważnie. Wczoraj przyszli do nas kolejni pacjenci z nowotworami. Nikt nie chce ich przyjąć, bo wszyscy się zasłaniają tym, że ministerstwo zabrania leczenia. Wiadomo, że nie zabrania, ale to jest genialna wymówka. Wymówka, która się bierze z informacji płynących z ministerstwa: „Mamy osiem przypadków zakażeń więcej, będzie czwarta fala”, chrońmy się. Panika. Tak nie można robić. Trzeba być odpowiedzialnym za swoje słowa, na każdym szczeblu, niezależnie od tego, jakie stanowisko zajmujemy.

Pan naprawdę uważa, że więcej osób zmarło z powodu złego sposobu zarządzania pandemią niż z powodu COVID-19?

Uważam, że z powodu tak zwanego zaciągniętego długu zdrowotnego, mówię to bardzo precyzyjnie, więcej osób zmarło na inne choroby przewlekłe, niż na COVID. To zresztą łatwo policzyć.

Ale jednak powikłania po przejściu COVID-19 wydają się cięższe niż te po grypie!

Grypa zwiększa ryzyko zawału serca osiem razy, to polskie badania. Grypa zwiększa ryzyko udaru mózgu pięć razy. Podobnie COVID-19 - zwiększa ryzyko zaostrzenia istniejących chorób przewlekłych. Jeżeli to jest choroba wieńcowa, będą zawały serca, jeżeli to jest choroba naczyniowa, będą udary mózgu lub zatory płucne, jeżeli to są nowotwory, to chory szybciej umrze z powodu nowotworu. Jeszcze raz: COVID, jak inne choroby zakaźne, zwiększa ryzyko zgonu u osób przewlekle chorych. I to się dzieje. Nie mamy leku na COVID - podstawą postępowania jest perfekcyjne leczenie podstawowe. Zachowanie dobrej kontroli nadciśnienia, niewydolności krążenia, niewydolności nerek, cukrzycy - bo tylko to jest w stanie człowieka uratować. Jeżeli teraz w pandemii pozbawiamy ludzi dobrej opieki medycznej, to oni będą umierali na COVID, bo zostali tej opieki pozbawieni. Możemy tylko, poprzez nasze postępowanie medyczne, przygotować chorego na ewentualne zakażenie. Dlaczego nikt z moich pacjentów nie umarł przez te ostatnie półtora roku, proszę mi powiedzieć, a leczę setki ludzi? Co do odległych skutków COVID to u prawie 99 procent pacjentów zmiany narządowe całkowicie się wycofują, a zgłaszane dolegliwości mają podłoże lękowe i depresyjne, a nie są uzasadnione zmianami organicznymi.

Dlaczego nikt z pana pacjentów nie umarł na COVID ?

Bo nigdy nie przerwałem leczenia moich podopiecznych. Zawsze byłem na posterunku, zawsze leczyłem, nawet w najgorszych chwilach.

Ale wydawałoby się, że teraz służba zdrowia wróciła do stanu sprzed pandemii, tak czy nie?

Nieprawda, nie wróciła. Zasiano w wielu lekarzach, ale także w pacjentach, lęk. Pacjenci boją się przyjść do szpitala, pacjenci boją się leczyć. Ten lęk jest jak zaraza. To jest gorsze od COVID. Lęk!

Pan zauważył u siebie, że pacjentów jest mniej?

Nie mam mniej pacjentów, ale jeśli chodzi o szpital, to jest zdecydowanie mniej pacjentów, oczywiście. Chociaż szpital wrócił do normalnego funkcjonowania i bardzo nam zależy na tym normalnym funkcjonowaniu. Może pani porozmawiać z sekretarką kliniczną - codziennie dzwoni do wielu pacjentów, którzy odmawiają przyjścia do szpitala, mimo że są przewlekle chorzy i wymagają kontroli i leczenia.

Czym się tłumaczą? Co mówią?

Tłumaczą się tym, że jeszcze nie czują się bezpiecznie, boją się, że w szpitalu zostaną zakażeni.

Tylko nie rozumiem jednej rzeczy: cały świat dał się zwariować? Przecież nie można zakładać, że wszyscy światowi przywódcy, WHO stracili zdrowy rozsadek.

Broń Boże nie mówię, że oni zwariowali. Uważam, że przyjęto niewłaściwą strategię postępowania przy odkryciu nowego wirusa - to wszystko. W ubiegłym roku przybyło ponad 70 milionów ludzi mimo COVID. Tak naprawdę COVID to stosunkowo łagodna choroba, mogą się pojawić nowe choroby o wiele groźniejsze i co wtedy? Proszę pamiętać, że wirus grypy Hiszpanki tylko w Europie zabił 100 lat temu 50 milionów ludzi. Jeżeli pojawia się nowa choroba, to trzeba liczyć się z tym, że ta choroba rozprzestrzeni się na całym świecie i to szybko. Powiem tyle: jestem cały czas zwolennikiem postępowania zgodnego ze współczesną wiedzą medyczną. Trzeba prowadzić rzetelne badania, zbierać informacje i dostosować nasze działania do rzetelnej wiedzy medycznej. Wychwytywać potencjalne zagrożenia w zalążku. Niestety, istnienie COVID próbowano na początku zataić. I mamy narzędzia, żeby to wykorzystywać. W przypadku COVID nie zawsze stosowano rozwiązania zgodne z wiedzą medyczną. Zakażeni pacjenci powinni być izolowani, to jest podstawa. A pacjentów na siłę kładziono do różnych szpitali, mamy piękne szpitale na stadionach, leżały tam setki osób. Od początku wiedzieliśmy, że ciężkość przebiegu choroby jest proporcjonalna do liczby zainhalowanych cząsteczek wirusa. Więc sami sprawialiśmy, że ludzie ciężej na COVID chorowali. Ktoś to wymyślił, inni zaczęli stosować. To jest właśnie takie myślenie stadne, bez żadnego zastanowienia, bez żadnej refleksji, byle robić. Bo być może to się świetnie sprzedawało w prasie, prawda? Bo oto budujemy kolejne szpitale na stadionach. Ale w sensie medycznym to był fatalny pomysł, szkodliwy dla ludzi.

Ale dlaczego położenie w szpitalach ludzi z COVID było szkodliwe?

Dlatego, że człowiek, który oddycha i jest zarażony wirusem, wydziela w ciągu godziny kilkadziesiąt milionów cząsteczek wirusa, w pomieszczeniu powstaje bardzo groźny zakaźny aerosol zawierający wirusa. Jeżeli leży sam na sali, sala ma podciśnienie i wirus jest odsysany, to nikogo nie zarazi. Jeżeli położymy razem z nim, obok, kolejne osoby, nawet lekko chore, to one w ciągu siedmiu dni rozwiną ciężką chorobę, bo zainhalują dodatkową dawkę wirusa, która może zabić. Po prostu, to działa jak trucizna, która jest w powietrzu, którą oddychamy. Dlatego należało izolować tych ludzi. Nie będę opowiadał, co należało robić, bo o tym każdy porządny lekarz, epidemiolog wie. Nie zrobiono wielu podstawowych rzeczy, które powinny być zrobione, albo robiono je szybko i często nieprofesjonalnie.


Tylko czemu tak się stało?

Brak myślenia. Są tysiące doradców. Dziesięciu doradców – każdy ma inną opinię. Trzeba rozmawiać i słuchać, rozmowy trwają długo. Biorę udział w międzynarodowych programach badawczych, spotykam się z kolegami z innych krajów europejskich i potrafimy przez trzy dni debatować nad jednym wydawałoby się prostym zagadnieniem. Trzy dni! A potem głosować nad najlepszym rozwiązaniem. To bardzo czasochłonny proces. W Polsce nie ma takiej kultury. Dlatego często podejmuje się decyzje zbyt szybko, byle jak, pod wpływem emocji, a nie wiedzy.

Dobrze, to co można zrobić teraz?

Przede wszystkim należy traktować społeczeństwo jak partnera, a nie jak dziecko do bicia i łajania - to jest podstawowa rzecz. Zaakceptować to, że nie wszyscy chcą się zaszczepić. Zacząć rozmawiać z ludźmi nie językiem mentora, tylko partnera właśnie. Powiedzieć, co się dzieje i trzymać jedną linie. Nie może być tak, że politycy mówią, iż nie ma wirusa, a potem wprowadzają lockdown. Nikt takim politykom nie będzie ufał. To jest źródło, praprzyczyna problemu. Po drugie, należy wyznaczyć szpitale, które mają warunki do hospitalizacji osób chorych na COVID-19. Chory powinien w nich leżeć na sali jednoosobowej, odizolowany. Szpitale te nie powinny leczyć w tym czasie innych chorych. Czyli wszyscy chorzy na COVID idą w jedno miejsce, do jednego szpitala, leżą na osobnych salach, nie mieszają się z innymi chorymi. Albo leczyć pacjentów w domach. Należy położyć duży nacisk na leczenie domowe. Szpital to ostateczność. Lekarze są zaszczepieni, więc nie powinni bać się leczyć tych pacjentów, tak samo pielęgniarki. Leczę pacjentów z COVID, nie mam z tym problemu, żadnego. Chociaż uważam, że warto podać trzecią dawkę szczepionki tym najbardziej narażonym.

Czyli, pana zdaniem, ta czwarta fala nie będzie tak dramatyczna jak poprzednie?

Będzie inna, zupełnie inna. Myślę, że będziemy mieć kilka, kilkanaście tysięcy osób z dodatnimi wynikami testów dziennie. Wszystko też zależy od kryteriów przyjęć do szpitala: przy poprzednich falach, wystarczyło, że pacjent miał dodatni wynik testu i już był kierowany do szpitala. To kolejna kosmiczna bzdura. Pacjent powinien być przyjmowany do szpitala wtedy, kiedy ma zapalenie płuc, niewydolność oddechową i wymaga interwencji szpitalnej, na przykład tlenoterapii. W innych przypadkach powinien być leczony w domu i to powinna być podstawa - domowe leczenie COVID. Mamy dzisiaj świetne narzędzie do wczesnego leczenia COVID, to są sterydy wziewne, które podane najszybciej jak się da od momentu wykrycia wirusa mają taką samą skuteczność, jak szczepionka. Tylko muszą być podane w odpowiedniej dawce z kontrolą inhalacji. Leczenie przeciwzakrzepowe i to, co najważniejsze, dobre leczenie internistyczne - przed, w trakcie i po COVID. Więc mamy narzędzia. Jeśli ich użyjemy, to ryzyko zgonu, ryzyko hospitalizacji będzie kilkukrotnie mniejsze niż było do tej pory. Pod warunkiem, że użyjemy tych narzędzi, oczywiście.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Piotr Kuna: To, co robimy, jest bardzo nieodpowiedzialne. Nie straszmy ludzi! Tłumaczmy im potrzebę szczepień - Portal i.pl

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto