Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dalków: Zabrali matce dziewięcioro dzieci. Sąsiedzi, gmina i GOPS stanęli za nią murem i walczą o ich powrót

Grażyna Szyszka
- Każde z moich dzieci miało własne łóżko - mówi kobieta
- Każde z moich dzieci miało własne łóżko - mówi kobieta
Dziewięcioro dzieci odebrano matce z Dalkowa (gm. Gaworzyce) i umieszczono w polkowickiej placówce. W walce o ich powrót pomagają sąsiedzi, rodzina, obcy dotąd ludzie oraz pomocowe instytucje.

Dramat rodziny z Dalkowa. 37-letniej Ewie odebrano dziewięcioro dzieci. Najmłodsze ma 15 miesięcy, najstarsze 17 lat. Wszystkie trafiły do domu dziecka w Polkowicach. Na szczęście nie zostały rozdzielone, a matka często je odwiedza. - Te najmłodsze nie wiedzą, co się stało, myślą, że są na wakacjach - mówi kobieta. - Starsze bardzo wszystko przeżywają. Tak ja ja.

Dzieci zabrano w czwartek, 29 kwietnia. Przyjechały po nie pracownice Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie z Polkowic. Kilka dni wcześniej pani Ewa otrzymała w tej sprawie postanowienie z sądu, bez uzasadnienia.

- Dzieci płakały, ale wszystko odbyło się spokojnie. Pani Ewa nie była w stanie zanieść do auta najmłodszych, dlatego ja to zrobiłam - opowiada znajoma, która przyszła pomóc w tej trudnej chwili. - Obie pytałyśmy, dlaczego je zabierają, ale nie otrzymałyśmy odpowiedzi. Zresztą te kobiety z PCPR-u też płakały.

Pani kurator była kilka razy

Ewa Bryła to matka samotnie wychowująca dzieci. Utrzymuje się z zasiłku rodzinnego na dzieci, świadczenia 500 plus i alimentów. W marcu, za namową wójta Gaworzyc, wykupiła od gminy mieszkanie w budynku dawnej szkoły z rozłożeniem na dogodne raty. Spory lokal może i nie jest wyjątkowo zadbany, ale kobieta radziła sobie jak najlepiej umiała.

Pani Ewa twierdzi, że nie wie, dlaczego dzieci zostały zabrane. Wie tylko, że to za sprawą kuratorki po zaledwie czterech wizytach w jej domu.

- W grudniu ubiegłego roku przydzielili nam kuratora, bo mój najstarszy syn miał kłopoty w szkole, nie chciał się uczyć, uciekał z lekcji - mówi. - Pani kurator była w styczniu i w lutym. Krzyczała wtedy, że dzieci się nie uczą, że się nie łączą przez internet ze szkołą, że jest brudno. Była u nas, akurat, w porze obiadu to i w kuchni, przy tylu dzieciach nie da się utrzymać porządku. Trzeci raz była pod koniec lutego, ale tylko przez chwilę, a ostatni raz 23 kwietnia. Kazała mi wyjść przed dom, bo z powodu pandemii nie chciała wchodzić do środka. Powiedziała mi tylko, że dzieci już lepiej się łączą ze szkołą i zaczynają poprawiać oceny. Jak się potem okazało, kilka dni wcześniej wysłała już do sądu wniosek o odebranie mi dzieci, bo są zagrożone demoralizacją - opowiada zdruzgotana 37-latka.

Ludzie, którzy znają rodzinę, są oburzeni. Twierdzą, że dzieci nie chodzą brudne i głodne, są uczynne, grzeczne i nie ma z nimi większych problemów.
- Przy dziewiątce dzieci trudno mieć cały czas porządek w domu - dodaje pani Justyna, która z sąsiedniej wsi przyjeżdża pomagać 37-latce. - Tymczasem pani kurator, zamiast pomóc, gdy widzi problem, decyduje o odebraniu dzieci, bez słowa ostrzeżenia czy upomnienia - dodaje oburzona kobieta.

Sprzedawczyni ze sklepu dodaje, że przez tyle lat nigdy się nie zdarzyło, by pani Ewa kupiła choćby butelkę alkoholu.

- Kupuje dziennie po cztery chleby no i to, co trzeba do chleba - dodaje.

Informacja o odebraniu dzieci obiegła nie tylko wieś, ale i gminę. W domu pani Ewy pojawiło się wiele osób deklarujących pomoc. Ruszył remont łazienki, a pokoje dzieci zostały odświeżone.

Mieszkanie wielodzietnej rodziny może nie jest bogate, ale za to duże. Na ponad 150 metrach jest aż sześć pokoi i pokaźna kuchnia. Każde z dzieci ma własne łóżko i miejsce do nauki. Lokal wymaga remontu, ale tym akurat już zajęli się sąsiedzi, rodzina oraz koledzy najstarszego syna pani Ewy. Materiały budowlane do łazienki obiecał dostarczyć starosta polkowicki Kamil Ciupak, który sam też jest poruszony sytuacją.

- Damy sobie radę z remontem, bo jest nas trochę - zapewnia Mariusz Malinowski, właściciel sklepu w Dalkowie, który też bardzo pomaga. - Ważne, żeby dzieciaki wróciły. Sam też interweniowałem w tej sprawie u naszego wójta.

Uczynni sąsiedzi deklarują, że nie zostawią tej rodziny samej. - Zresztą wcześniej też tak było, że jak trzeba przypilnować dzieci, czy jak trzeba jechać coś załatwić, to sobie pomagaliśmy - dodaje sąsiadka.

Gmina w szoku, GOPS też

Zbulwersowany całą sytuacją jest Jacek Szwagrzyk, wójt gminy Gaworzyce. Uważa, że mieszkanka Dalkowa nie zasłużyła na odebranie dzieci.

- Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, poprzez asystenta miał dobry kontakt z tą rodziną. Powołałem w tej sprawie specjalny zespół ludzi, by wyjaśniono wszystkie wątpliwości, a kilka osób związanych z pedagogiką zgłosiło się do mnie z chęcią niesienia pomocy tej rodzinie na zasadzie wolontariatu - wylicza wójt. - Poprosiłem też GOPS o zorganizowane spotkania z panią kurator. Zaprosiłem też dyrektor szkoły, by w takim w gronie omówić sytuację, bo uważam, że zabrakło współpracy i przepływu informacji. A szkoda. Takie spotkanie ma się odbyć u nas w gminie 19 maja. Mam nadzieję, że pani Ewie uda się szybko odzyskać dzieci - mówi.

Wójt zaznacza, że szkoła nie pozostawiła tej rodziny bez pomocy. Specjalnie dla nich zorganizowano zajęcia w szkole i część młodszych dzieci była dowożona do szkolnej świetlicy.

Sytuacja zaskoczyła też Annę Sochę, kierowniczkę Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gaworzycach. Zaznacza, że rodzina cały czas była objęta wsparciem asystenta rodziny i pracowników socjalnych. Kontaktowali się z panią Ewą przynajmniej raz w tygodniu i to o różnych porach dnia.

- To samotna matka, która ma dziewięcioro dzieci w różnym wieku i potrzebowała pomocy. Nie mieliśmy zgłoszeń, że dzieci przychodzą do szkoły rażąco zaniedbane, z wszawicą czy ze świerzbem. Do tego mamy przecież czas pandemii, naukę zdalną, co nawet w pełnych i mniej licznych rodzinach nie jest wcale łatwe do zorganizowania. Trzeba zaznaczyć, że w tej rodzinie nie było rażących dysfunkcji, takich jak przemoc i uzależnienie, więc jeżeli sąd zapytałby nas o opinię, czy dzieci powinny być zabezpieczone, to powiedzielibyśmy kategorycznie nie - zapewnia pani kierownik. - To nie jest ten moment, by stosować takie środki wobec rodziny. Owszem, były problemy z nauką zdalną, z łączeniem się ze szkołą, ale przy tak dużej liczbie dzieci nie było łatwo, nie zawsze też z winy matki. Ale rodzina nie była zostawiona bez wsparcia i według oceny tutejszego Ośrodka nie zadziało się tam nic takiego, co mogłoby być powodem do zabrania dzieci. Zastanawiamy się, czy brak wpływu wychowawczego i nie realizowanie w pełni obowiązku szkolnego jest podstawą do ich odebrania w tak szybkim tempie? - pyta szefowa GOPS-u.

GOPS robi teraz wszystko, by pomóc rodzinie je odzyskać.

Matka czeka na uzasadnienie decyzji sądu

O powody tak drastycznego wniosku, zapytaliśmy panią kurator, ale nie chciała z nami rozmawiać odsyłając do rzecznika Sądu Okręgowego w Legnicy. A ten potwierdził, że 28 kwietnia Sąd Rejonowy w Głogowie wszczął z urzędu zmianę zarządzeń opiekuńczych wobec dzieci.

- Sąd zabezpieczył warunki opiekuńczo-wychowawcze małoletnim poprzez umieszczenie ich w placówce - wyjaśnia rzecznik prasowy prezesa Sądu Okręgowego w Legnicy, sędzia Jarosław Halikowski. - Matka dzieci złożyła wniosek o uzasadnienie decyzji. Trzeba poczekać na odpowiedź.

Od tego postanowienia przysługuje zażalenie, ale żeby go wnieść, musi to być poprzedzone właśnie wnioskiem o uzasadnienie decyzji sądu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dalków: Zabrali matce dziewięcioro dzieci. Sąsiedzi, gmina i GOPS stanęli za nią murem i walczą o ich powrót - Głogów Nasze Miasto

Wróć na nowasol.naszemiasto.pl Nasze Miasto