Dodaj zdjęcie profilowe

avatarOlga Klamecka

Nowa Sól

Gdy odchodzi najmniejszy członek rodziny...

2012-01-17 20:35:32

Pamiętam, jak Ją dostałam. To dziwne, bo miałam niecałe 3 lata. Styczeń. Około 5 nad ranem zadzwonił domofon, cały dom się obudził. Moi chrzestni weszli cali weseli do przedpokoju z ogromną miską łazienkową przykrytą kolorowym ręcznikiem.
Przywitali się z bladymi, niewyspanymi rodzicami, zawołali mnie radośnie i stwierdzili, że mają dla mnie prezent. Położyli miskę na podłodze i kazali "wybrać". Ja w piżamce uciekłam do pokoju i wystawiłam tylko nos zza drzwi wystraszona, ale ciekawa co się stanie. Mama odsłoniła ręcznik za mnie, a w misce było kilka.... szczeniąt. Szczeniąt rasy pinczer (dla niewtajemniczonych - nieco większa wersja ratlerka z długimi "gackowatymi" uszami). Chrzestni wzięli mnie na ręce, postawili przy misce i powiedzieli, że jedna z nich (suczek) będzie moja. Były maleńkie, miały kilka tygodni - jedna czarna, druga jaśniutka, trzecia w łatki... Ale ta jedna, ruda, lekko "podpalana" na czarno kuleczka rzuciła mi się w oczy. Moje trzyletnie łapki od razu po nią sięgnęły. Tak oto Kora została nowym członkiem naszej rodziny. Naprawdę była moja - w Książeczce Zdrowia Psa jako właściciel byłam wpisana ja, mała dziewczynka.
Dorastałyśmy razem. Choć to moi rodzice ją karmili i wyprowadzali, użerali się z osikanymi gazetami w pierwszych miesiącach jej życia i klęli na czym świat stoi, gdy trzeba ją było karmić mlekiem ze strzykawki, to wciąż ja byłam prawowitym, oficjalnym właścicielem.
Mam takie "urywki" filmu, w których, gdy zamknę oczy, widzę jak noszę ją za uszy albo przytulam się do niej, otoczonej stertą moich przytulanek.
Przeżyłam z nią wspaniałe chwile. Nikt nigdy nie cieszył się tak na mój widok, gdy wracałam do domu po pięciominutowej wizycie na poczcie czy w spożywczaku. Nikt tak nie wyczuwał mojego złego nastroju w czasach gimnazjum, kiedy potrafiłam wrócić do domu załamana z błahego powodu. Kładła wtedy pysk na moich rękach i po prostu była.
Była kiedy przechodziłam tzw. "bunt młodzieńczy" i uważałam, że obowiązki domowe to forma więziennej służby. Jej też się obrywało - bez powodu, po prostu wychodzenie z psem było "obciachem" i symbolem "zniewolenia". Głupi czas. Żałuję.
Pamiętam długie spacery wzdłuż torów i na "baseny". Obwąchiwała całą ścieżkę, pozwalając mi przejść dopiero, kiedy dokładnie "sprawdzi" teren.
Pamiętam jej przezabawne zachowania, kiedy trzeba było ją wykąpać. Próby ucieczki z wanny, oblewanie wszystkich wodą, a potem zasypianie w ciepłym ręczniku.


W 2007 roku zaczęła chorować. Tłuszczaki, guzki, mnóstwo pieniędzy na specjalistyczna karmę i wizyty u weterynarza. Zastrzyki. Choroba nowotworowa postępowała tak szybko, że nim się obejrzałam, a już była niemal ślepa, głucha, bez zębów i z wystającym kręgosłupem. Ciężko było ją rozpoznać.
Może to głupie, może ktoś nazwie mnie odmieńcem, ale przeżywałam jej umieranie jakbym przeżywała odchodzenie siostry, brata, mamy czy babci.
Odeszła niemal 3 lata temu. Jej ból powodował takie otępienie i niewydolność, że wpadała na ściany, przestała jeść i kontrolować załatwianie się. Nie było dla niej żadnej pomocy, nadziei. "Za stara na operację, nie przeżyje narkozy!" grzmieli lekarze. Płakałam po kątach.
Decyzja o uśpieniu zajęła mi kilka miesięcy. Kilka miesięcy jej i mojej męki.
Umarła na moich rękach. Miała 18 lat.
Do dziś potrafię obudzić się w środku nocy ze ściskiem w dołku. Do dziś chodzę po kuchni w specyficzny sposób, by nie potrącić jej misek, których już dawno tam nie ma.
Do dziś wchodzę do domu i podświadomie czekam na "piruety" dookoła mnie ze szczęścia i huczne, szczekające powitanie: "Nareszcie!"


Tęsknię.
Styczniowe wieczory kojarzą mi się z kolejnymi jej symbolicznymi urodzinami, wkładaniem jej w pyszczek psich przysmaków i gratulowanie kolejnego roku w naszej rodzinie.
Teraz jest pusto.


(...)
No, chodź tu, chodź, jaki pobłysk wilczy
Czołga się ukradkiem w twoich ślepiach.
Gdyby moi przyjaciele umieli tak inteligentnie milczeć,


Toby było mi o wiele lepiej.
Idź już leżeć. Nie warto płakać.
W życiu gorsze udręki będą jeszcze.
Ja kochałem nie odkryte nasze szlaki
I zmierzwioną sierść pachnącą deszczem.
[Pożegnanie z psem, A. Bursa]

Jesteś na profilu Olga Klamecka - stronie mieszkańca miasta Nowa Sól. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj