Dodaj zdjęcie profilowe

avatarOlga Klamecka

Nowa Sól

"E... to nic takiego..." czyli historia, której nie powinno się opowiadać...

2012-05-07 17:09:27

Patrzycie na to zdjęcie i zastanawiacie się pewnie:
a) co właściwie przedstawia ta fotografia
b) czy to rozlana farba na nodze
c) ależ paskudnie rozwalone kolano
d) co za łamaga


To moje kolana. Po Państwa lewej stronie kolano zdrowe - to znaczy nieuszkodzone podczas majowego weekendu. Po Państwa prawicy natomiast kolano, które przeszło drobne turbulencje i maleńki wypadek podczas pewnego upalnego dnia kiedy to słońce świeciło, woda szumiała a czas płynął wolniej...


Klasyczna historia z dość klasycznym przesłaniem, ale co mi tam. Skoro makabryczna fota jest, to i dość głupawą i makabryczną historię także trzeba opowiedzieć.


Mieliście kiedyś tak zwany "dobry dzień"? Śpiewaliście o poranku wraz z ćwierkającymi ptaszynami "Jak dobrze wstać skoro świt..."? To był jeden z takich dni. Kawusia na tarasie, śpiący Mąż, słońce piekąco rażące od wczesnych godzin porannych.
Podskakując postanowiłam troszkę ogarnąć nasze sezonowe siedlisko - umyć naczynia, zamieść co nieco i z czystym sercem i wysmarowana balsamami wszelkimi z filtrami ochronnymi udać się na pomost w celu okraszenia skóry swej kolorem złocistego brązu.
Miałam ze sobą: materace miękkie do leżenia sztuk: 2, poduszkę "Jaśka" sztuk: 1, dwulitrowy sok w kartonie sztuk: 1, torebka z balsamami, papieroskami, zapalniczkami i szklaneczką sztuk: 1.
Domyślacie się już pewnie, że wzięłam to wszystko na raz. "Po co będę się wracać" - myślałam sobie.
No więc wzięłam to wszystko. Zapakowana tak, że wyglądałam jak chodząca kupa przedmiotów z nóżkami, przyodziana w kostium kąpielowy i japonki oraz koniecznie okulary przeciwsłoneczne udałam się w podróż na pomost.
Już się domyślacie?
A nie! Wcale się nie wywróciłam.
Doszłam cała i zadowolona i leżakowałam sobie kilka ładnych godzin na pomoście otoczona stertą przedmiotów z serii "niezbędnych" kobiecie. Było beztrosko, cieplutko, cichutko i bajecznie.
"Dziś nic nie może pójść źle" myślałam sobie z autentycznym uśmiechem na ustach.
Z tej ogromnej radości postanowiłam za jakiś czas, że wrócę do przyjeziornej norki i sprawdzę jak tam czuje się Małżonek mój i zarażę go szampańskim humorem a nawet przyrządzę mu śniadanie. Tak mi było wtedy wspaniale!


Wstaję z wygrzanego materacyku, przywdziewam japonki i wszystko zostawiając na pomoście (przecież zaraz wrócę) pedzę ku Ukochanemu memu. No, nie dosłownie. Ostrożnie stąpając po dość lichym pomościku. Nieobładowana, ale wciąż radosna.
Przeglądając się w odbiciu tafli (przecież musiałam patrzeć pod nogi...) stwierdziłam po drodze, że chyba ostatnio nieco zeszczuplałam, co jeszcze bardziej poprawiło mi i tak wyśmienity nastrój. I wtedy postanowiłam, że zamiast iść bokiem pomostu pójdę środkiem (dobry humor + pewność siebie + teoretyczne zeszczuplenie). Jak na wybiegu. A co!
I wtedy... TRRRRRRRRRRRRRRACHHHHHHHHHHHHHH!
Pękła deska.
Noga CHLUP!
I nim się zorientowałam, aż do uda noga była w wodzie. A raczej w dziurze między deskami pomostu.


I tak oto wygląda mój dobry dzień i odpoczynek majówkowy.


Minął prawie tydzień od tego tragicznego w skutkach wypadku, a moja noga wciąż wygląda... no, zresztą widać jak.


Myślę sobie teraz: czy to przez mój optymizm wyjątkowy i bycie miłosiernym dla siebie samej spotkała mnie tak sroga kara czy też wszechświat nie mógł znieść, że cokolwiek dobrze mi szło w tej jeden, jedyny dzień?


Tak czy owak powróciłam do swojego pesymizmu i niedoli.
Bo jak tu się cieszyć życiem kiedy ma się takie kolory na kolanie?!

Jesteś na profilu Olga Klamecka - stronie mieszkańca miasta Nowa Sól. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj